11/26/2012

Wspomnienie porodu

40tc 6d.
Bardzo ciepły majowy dzień. Mama jest już u mnie przez półtora tygodnia a naszej małej małpce ani się śni wychodzić na świat. Ja już mam dość. Opuchnięcia, zaliczanie toalety 236778 razy dziennie, ciężkości a najgorsze w tym wszystkim to oczekiwanie. W ciągu dnia czułam jakby lekkie pobolewanie jak na okres, ale nie wróżyłam niczego dobrego.

Mąż wrócił z pracy koło 18. Zasiedliśmy w trójkę przy stole, zjedliśmy obiad i dumaliśmy KIEDY?
Zmęczona już o 21.00 skierowałam się do łóżka. Popatrzyłam na spakowaną torbę do szpitala, na łóżeczko Claudii, włączyłam laptopa żeby obejrzeć jakiś film. Mąż położył się obok, objął mnie i brzuszek i powiedział 'tylko nie dziś, jestem bardzo zmęczony'.
21.15 - 5 minut po słowach męża, czuję większy ból. Niby jak na okres, ale inaczej. Nie mówię nic mężowi tylko patrzę na zegarek i czekam kolejnych skurczy.
21.30 - kolejny kurcz.
21.45 - kolejny.
21.50 - ten już mocny.

Mówię 'Kochanie, to dziś!'. Mąż jakby nie dowierzał w to co powiedziałam, ale w tym samym momencie zgięłam się wpół z bólu. Szybko krzyknęłam mamie, aby się ubierała. Zadzwoniłam do szpitala, że jedziemy.
 Na miejscu byliśmy kolo północy. Mąż spokojny, a mama wydaje się być bardzo podekscytowana całą sytuacją.
00.45 - położne wpuszczają mnie do pokoju gdzie na świat przyjdzie Claudia. Piękne zmieniające kolor swiatła, ogromna wanna, ogromna piłka i inne bajery, aby poród przebiegł w miłej i relaksacyjnej atmosferze. Bóle zaczynają być bardzo dokuczliwe. Przy każdym skurczu mama masuje mi krzyż - pomaga. Kładziemy sie na lóżko by sprawdzić rozwarcie - 3cm. Myślę sobie - cholera, jeszcze długa droga przede mną w postaci 7cm. Mąż zdecydował się na drzemkę w fotelu a ja z mamą walczymy ze skurczami. 

3.00 w nocy - skurcze nabrały na sile tak, że już nie wiem jaką mam przyjąć pozycję. Położne decydują, że napełnią dla mnie wannę. Od samego początku byłam nastawiona na poród w wodzie. Woda daje spore ukojenie i  nadaje lekkości ciału - bardzo polecam ten sposób. Po pół godzinie moczenia się proszę o gaz. W tym momencie mama i mąż zaczęli się robić bladzi - widzą, że ból jest ogromny, a mama dołącza do tego łzy - widzę, że boli ją to, że jej dziecko cierpi, a ona nie może mi pomóc. 

4.00 - Położne mówią, że kolejne sprawdzenie rozwarcia za ponad godzinę. Czuję, że nie wytrzymam tyle. Drę się w rurkę od gazu rozweselającego, aby przygłuszyć ból. Skurcze są co 1-3 min. Popijam wodę przez słomkę i tulę się w ramiona męża. 

5.30 sprawdzamy rozwarcie - 7 cm. Coraz bliżej. Wracamy do wanny. Zaczyna sie hardcore. Ból niewiadomo jak nabiera na sile - czy może jeszcze bardziej boleć? Proszę o znieczulenie w kregosłup. Położne dopingują, że bez znieczulenia dam radę. To samo mój mąż. No dobra - spróbujemy. Czuję parcie. Wody dalej nie odeszły i nikt nie chce mi ich przebić. 

6.30 - Zaczyna sie akcja. W wannie przy 3 lub 4 partym odeszły wody - zielone. Musiałam szybko wyjść ’na ląd’ gdyż jak wiadomo zielone/czarne wody oznaczają, że dziecko oddało smułkę w brzuszku i jest ryzyko, że się zachłyśnie własnymi odchodami. Tętno małej było monitorowane co 20min. także wiemy, że w brzuszku ma sie dobrze. Kładę się na łóżko. Mąż przy mnie dopinguje i dodaje sił mówiąc jaka jestem dzielna i że bardzo mnie kocha. Skurcze parte są silniejsze ode mnie. Prę, mimo że położne mówią STOP!!  Domyśliłam się, że chodzi o to by nie popękać. 5 skurczy partych i główka na zewnątrz. Jestem w amoku i nie wiem co sie dzieje. W zasadzie jestem tylko ja i skurcze. Kolejny party i o 6.51 Claudia jest na zewnątrz. Od razu zapłakała moja kruszynka. Mąż mnie tuli i całuje cały we lzach. Ja jestem w szoku i płaczę razem z nim. Położne gratulują. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Czekamy, aż krew z pępowiny przetransportuje się do ciałka Claudii. Mąż przecina pępowinę, a Claudia ostatecznie uspokaja sie przy cycy. Zostaliśmy sami w pokoju we 4.

Wracają położne decydować czy mnie szyć czy nie. Zasadniczo nie było potrzeby, ale jak to one określiły - ze względów estetycznych szyją. Kolejny ból, ale teraz to już zniosę wszystko. Patrzę na Claudię i mówię sobie - dla Ciebie zniosę wszystko skarbie!



2 comments:

  1. Najważniejsze są wspomnienia :) Cudownie, że są miłe :)

    ReplyDelete
  2. Ach... wzruszyłam sie, tak mam na historiach porodowych :)

    ReplyDelete

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...