Grzmiało. Padał deszcz. Budzi mnie piorun który trzasnął nieopodal. Patrzę na zegarek 1.43. Patrzę na nianię, Claudia smacznie śpi. Mimo to czuwam. Czuję, że i tak się obudzi i z wielką przyjemnością wezmę ją do nas do łóżeczka, aby się nie bała. I tak czekam. Czekam 30 minut, deszcz stuka o szyby, a ja zaczynam powoli sama się bać grzmotów mimo iż uwielbiam burze. To dziwne uczucie, kiedy czujesz, że Twoje maleństwo napewno zaraz się obudzi i będzie płakać, a jednak tak się nie dzieje. Zasypiam. Budzi mnie płacz. 2.33. A jednak! Jednak to nie burza ją obudziła a głód... i dalej poszła smacznie spać.
Dziś. Rano. Hipermarket. Cały wózek zakupów. Kasa. Pik, pik - kasjer skanuje produkty. '£68.97 please'. Portmonetka. Brak gotówki. Nie ma też karty. Została w domu. Na stole. Pamiętam. Zła na siebie jestem i jeszcze to zmieszanie i wsytd ze swojej głupoty. Zwykłe roztrzepanie. Cóż, zakupy poczekają. Może będą sprzedawać trochę rozumku....
Zdarza się kobieto, zdarza się :)
ReplyDeletekażdemu sie trafia taki dzien z portfelem :)
ReplyDeleteBurza dla małej nie straszna:)
ReplyDeleteA co do zakupów- uwierz mi, zdarza się i tak!:)
Ach tez mi sie zdarzyło:)
ReplyDelete