Malutka ma już 19 miesięcy. Chyba czas spisać sobie jak wygladała opieka okołoporodowa oraz sam poród. Z ciekawości po 4 latach nieobecności tutaj przeczytałam swoja pierwsza porodowa historie i bardzo się cieszę z tego pamiętnika. Nadmieniam, iż jest to moja historia i każda ciaza jest inna oraz opieka zdrowotna nad kobieta ciężarna wyglada inaczej w innych przychodniach/szpitalach.
Druga ciaża. Nie było zaskoczenia. Na wakacjach pod palmami wiedziałam, że jestem w ciaży i test po 3 dniach potwierdził moje przeczucia. Ciaża bezproblemowa (oprócz porannych mdłości), w pracy (siedzacej) byłam do 37 tygodnia ciaży. Opieka polożnych w czasie tych 40 tygodni była niesamowita. Inna przychodnia oraz inny szpital sprawiły, że miałam zupelnie nowe doświadczenie. Tym razem moje wizyty na kontrolne badania ograniczyły sie do absolutnego minimum. Miałam 5 skanów (monitorowanie blood lakes) i 1 pobieranie krwi. Reszta wizyt była w naszym domowym zaciszu. Opiekowały sie mna 3 położne i przychodzily do mnie na zmiane abym mogła je wszystkie poznać. Wizyty były średnio raz w miesiacu. Ciśnienie, badanie moczu na miejscu, sprawdzanie połozenia dziecka w brzuchu i słuchanie serduszka malutkiej. Wszystko cacy. Akcja zaczeła sie w 41 tygodniu ciaży. Rano wiedziałam, że to bedzie ta noc. Poranna wizyta położnej to potwierdziła gdyż mialam już rozwarcie.
No to co? Idę na spacer rozruszac akcję. Nic nie boli więc idę z mama na spacer podczas gdy starsza córa jest w przedszkolu.
Potem dalej nic aż do 21:30. Zaczeły się nieregularne skurcze, lecz na tyle mocne, że z doświadczenia wiedziałam, że to te właściwe. To już nie jest fałszywy alarm. Podczas gdy mama i maż nieświadomi niczego byli na dole - ja z sypialni zadzwoniłam do położnej. W odpowiedzi usłyszałam, że do mnie przyjedzie i sprawdzi jak to się wszystko rozwija, abym nie jechała niepotrzebnie do szpitala (w pierwszej ciaży nic takiego nie miało miejsca - to ja musialam jechac do szpitala, aby mnie sprawdzili czy jestem w pełnej gotowości).
Po 20 minutach położna była już u nas w domu. Przeraziłam się gdy wniosła do domu 3 torby ze sprzetem potrzebnym do odebrania porodu w warunkach domowych. Uspokoiła mnie, że to tylko w razie czego. Jest to druga ciaża i zwrot akcji może nastapić bardzo szybko.
Okazało się że rozwarcie jest nadal na 3cm i nie ma co jechać do szpitala. Kolejne badanie ginekologiczne przewidziane jest dopiero na okolice 2-3 w nocy. Wszystko teraz zależy od natężenia skurczy. Do liczenia odstępu miedzy skurczami właczył się maz i mama. Szybko się okazalo, że skurcze nasilaja sie w ekspresowym tempie. W okolicach 23:30 były już regularnie co 3 minuty. Nie wspominam już o tym jak były bolesne. To wystarczyło, aby położna chwyciła swój telefon i powiadomiła szpital, że nadjeżdżamy. Mama została w domu z nieświadoma niczego córka (smacznie sobie spała), a my pojechaliśmy za autem położnej do szpitala.
Okazało się, że przekroczyliśmy próg budynku dokładnie o tej samej porze co z pierwsza ciaża - 00:00. Dostaliśmy piękny pokój z widokiem na Londyn (King's Hospital), fototapeta z widokiem na las, ustawienie oświetlenia (u mnie najciemniej jak się da), podwójnym lóżkiem dla calej trójki, wanna do rodzenia, piłka gimnastyczna, iPhone dock i prywatna łazienka i wiele wiele innych udogodnień, aby poród przebiegł w miare przyjemnie (o ile to możliwe).
Bez zastanowienia proszę o napełenie wanny. Za pierwszym razem też tak rodziłam lecz starsza przyszła na świat na łóżku. Tym razem modliłam się, aby malutka wytzrymała do końca i urodziła się w wodzie. Okolo godziny 2 w nocy przyszedł ten moment, że już miałam dość. Rozpłakana chciałam znieczulenie. Organizm wręcz krzyczał BASTA! Położna oraz maż starali się mnie uspokoić. Poloźna obiecała, że w ciagu godziny urodzę skoro mówię, że już chcę aby ten koszmar się skończył. To około 20 skurczy i będzie koniec - zażartowałam :). Pozytywne nastawienie mnie nie opuszczało więc podjęłam tę walkę. Położna przez te ostatnia godzinę mierzyla mi tętno co 10 minut oraz sprawdzala jak sie czuje malutka równie często. Doświadczenie położnej było niezawodne. O 2:55 poczułam parcie. Malutka pojawiła się na świecie 4 minuty później. W wodzie. Tak jak chciałam. Bez komplikacji. Łzy wzruszenia. Dziewczynka urodziła się w dniu urodzin królowej. Nasza mała księżniczka. 21.04.2016
Po pierwszych przytulakach w wannie, dałam malutka mężowi, a położna wraz z jej asystentka pomogły mi wyjść z wanny na łóżko. Cała trójka cieszyliśmy się soba podczas gdy położna sprawdzała mój poporodowy stan. Wszystko ok. Nie potrzebna jest żadna ingerencja igły i nitki. Ufff...
Po godzinie przytulanek i nakarmieniu malutkiej postanowiłam pójść pod prysznic. Nie powiem - nogi miałam jak z waty. Każdy centymetr mojego ciała brał udział w tym maratonie i każdy centymetr jest wyczerpany. Szybki prysznic, a nawet make-up no make-up udało się wyczarować.
W tym czasie położna wypełniała wszystkie papierki potrzebne do wypisu i potwierdzenia narodzin naszej córeczki. Pare minut po 5 nad ranem zaczęlo sie rozjaśniać. Położna nas nie wyganiała. Kazała nam wręcz zostac tyle, aż będę gotowa opuścić szpital. Od razu wyszliśmy. Nie ma na co czekać. Księżniczka musi poznać swoja starsza siostre! Ale będzie niespodzianka!
W domu byliśmy o 6 rano. Starsza córka nadal spała. Cała akcje przespała. Nic nie wie. Gdy zeszła na dół od razu dała jej buziaka i przywitała w domu. Zaczał się nowy rozdział w naszym życiu. Tym razem w czwórkę.